Sobota, 23:00. Teoretycznie jakieś pół roku temu wiedziałabym co robić, gdzie i z kim przebywać w tenże wieczór. Zapewne nie byłoby mnie w domu - czy to z Chucky'm czy bez zazwyczaj weekendy spędzałam poza miejscem zamieszkania. Oczywiście intensywność weekendów zależna była od tego czy Chucky spędzał go ze swoim szanownym ojcem czy też z ukochaną mamusią(przyp.red.) - przecież nie zabiorę dziecka na wieczór przy alkoholu - zbyt młody na demoralizację. Tak więc od niedługiego całkiem czasu moje soboty nie różnią się niczym od poniedziałków, wtorków i innych dni tygodnia oraz nie są zupełnie zależne od tego w którym miejscu w województwie znajduje się moje ukochane dziecko. Wbrew pozorom wcale nie jest mi z tym źle. Dzięki Fasoli w brzuchu tak naprawdę teraz jestem w stanie dostrzec jak to przyjemnie poleżeć z książką w domu, zastanowić się nad swoim dotychczasowym życiem oraz docenić to co się posiada i opracować zacny plan na przyszłość - moją, Doktora i moich dzieci(fuck! brzmi to naprawdę poważnie). Nie wspomnę również, że budzę się z nienaruszoną pamięcią - tj.pamiętam każdy szczegół z dnia poprzedniego, ból głowy spowodowany jest tylko zmianami hormonalnymi związanymi z Fasolką, no i rzecz jasna czas dany sobie, a przede wszystkim Chucky'emu daje mi pełną satysfakcję i kupę radości... Mało tego - wcale nie jest tak, że wraz ze zmianą ""nawyków" życiowych kontakt z moimi przyjaciółmi został w jakichś sposób zaburzony, jak już wcześniej wspominałam-kocham wszelkie komunikatory internetowe! Jasne fizycznie widzimy się rzadziej, tylko dlatego, że większość z tych bliskich mieszka poza miejscem mojego zamieszkania, a ja mam mniej możliwości i siły do podróżowania, co mam nadzieję zmieni się już wkrótce i będę nadrabiać wszystkie stracone chwile z tymi, których tak mocno kocham. Te wszystkie dni spędzone spokojnie w domu dają mi mega dużo przemyśleń, nawet całkiem mądrych(pomijając dyrdymały o mojej niepewności, którymi katowałam Doktora - na szczęście mogę zgonić wszystko na ciążę i jazdy we łbie spowodowane burzą hormonów - niesamowitym szczęściem jest to, że mam tak fajnego i wyrozumiałego faceta, który jednym słowem ma wyjebane na moje pretensje z dupy wyjęte). Wracając do tematu: jednym z istotnych przemyśleń jest to, że(nic nowego nie odkryłam) przyjaźń jest najważniejszym aspektem w życiu człowieka. Wiele razy popełniłam te same błędy - angażując się w związek odstawiałam przyjaciół na bok na jakichś czas, w 100% poświęcałam się związkowi. W pewnym momencie budziłam się i z wyrzutami sumienia sama sobie wybaczyć tego nie umiałam - a Oni wybaczali za każdym razem. Zdaję sobie sprawę, że to było coś czego ja nie chciałabym nigdy dostać ze strony tych najbliższych i zdaję sobie sprawę, że gdybym nadal powielała te same błędy przyszedłby moment, że zostałabym zupełnie sama. Przecież romantyczna miłość wiecznie nie trwa i każdy z nas potrzebuje tych którzy znają nas od deski do deski, znają wszystkie Twoje wady i mimo to nadal Cię kochają. Ja osobiście żyć bez Nich nie mogę - możemy się nie widzieć kupę czasu, ale wiem, że jak się spotkamy znowu poczuję pełnię szczęścia spowodowaną tym, że i mnie przyjaźń dotknęła. Dobranoc.
sobota, 20 czerwca 2015
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Jedna rasa ludzka rasa!
Jak często w Waszym życiu zdarzają
się sytuacje, w których zupełnie nie umiecie sobie poradzić,
brakuje Wam języka w gębie i zamiast wybrnąć z tego wszystkiego
coraz bardziej się pogrążacie? Otóż w moim życiu odkąd na
własnej piersi wyhodowałam Chucky'ego owe sytuacje powtarzają się
notorycznie. Czasami tak sobie myślę, że przyjemnie byłoby
porzucić dziecko gdzieś w środku lasu i oddać na wychowanie
wilkom (oczywista oczywistość, że sumienie i serce matki nie
pozwoliłyby na taki wyczyn, poza tym zaraz obok prokuratury na
głowie miałabym WWF za narażenie na wyginięcie i tak już
zagrożonego gatunku). Do chęci porzucenia pierworodnego wilkom na
pożarcie skłoniły mnie wydarzenia minionego weekendu, mianowicie
wspaniałomyślna i jakże kochająca matka wraz z drugą
matką-równie wspaniałomyślną jak i kochającą-Belką(siostrzana
dusza od paru ładnych lat – matka Don Mateo – rówieśnika
Chucky'ego) postanowiły zabrać dzieci na wyprawę do Stolycy coby
dzieci liznęły trochę kultury, której matkom czasem brakuje.
Tak... wycieczka była zajebista i nie piszę tego z ironią,
naprawdę było super! Ale ta zajebistość trwać wiecznie nie mogła
rzecz jasna – wszystko poszło w dupę podczas drogi powrotnej na
Centralny. Otóż w autobusie obok mnie usiadł czarnoskóry (swoją
drogą galanty) koleś, na którego widok Chucky z ogromnym
bananem(to nie aluzja do czarnoskórych) na twarzy szepnął do
swojego towarzysza, wskazując palcem na pasażera - „zobaC Mati
muZynek”. Długo nie czekałyśmy na reakcję Don Mateo, który
równie rozbawiony zaczął recytować wiersz – "Murzynek Bambo w
Afryce mieszka...". No i się zaczęło – dyskusja chłopców dotyczyła
tego, że cieszą się, że są biali. To wcale śmieszne nie było,
starałyśmy się zachować powagę sytuacji – pomiędzy próbą
zainteresowania chłopców innymi tematami, a dyskretnymi
tłumaczeniami, że każdy człowiek jest równy, wpadłam na pomysł
wypytywania łotrów o kolory w języku angielskim – jaki kolor
musiał przyjść mi do głowy? Oczywiście, że z wielkim impetem z
mojego niewyparzonego ryja dźwięcznie wypłynął wyraz – CZARNY!
Ja, która chwilę wcześniej mówiłam dzieciom z pełną powagą,
że wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, że nie ma znaczenia
kolor skóry, zachowałam się jak skryta, ohydna rasistka, która w
domu nosi koszulkę „Polska dla Polaków” bo na ulicy dostałaby wpierdol... Niestety takie faux pas wychodzą ze mnie w najmniej
oczekiwanych momentach, wbrew moim poglądom i pewnym zasadom...
Wstyd za dzieci, za mnie i żal za to, że w małych miastach na
ulicach nie widać ludzi innych narodowości-tak aby dla dziecka
widok obcokrajowca w realu nie był wydarzeniem niczym wycieczka do
Disneylandu. Odpokutuję, przysięgam! A jak wygram w totka zabiorę
Chucky'ego na wywczas do małej wioski w Afryce i modlić się będę
żeby tam wytykano nas palcami za inny kolor skóry - niech poczuje jak to boli! Wbrew pozorom mam mądre dziecko - żeby nie było! ;) Yo!
Subskrybuj:
Posty (Atom)