sobota, 20 czerwca 2015

Friends will be friends!

Sobota, 23:00. Teoretycznie jakieś pół roku temu wiedziałabym co robić, gdzie i z kim przebywać w tenże wieczór. Zapewne nie byłoby mnie w domu - czy to z Chucky'm czy bez zazwyczaj weekendy spędzałam poza miejscem zamieszkania. Oczywiście intensywność weekendów zależna była od tego czy Chucky spędzał go ze swoim szanownym ojcem czy też z ukochaną mamusią(przyp.red.) - przecież nie zabiorę dziecka na wieczór przy alkoholu - zbyt młody na demoralizację. Tak więc od niedługiego całkiem czasu moje soboty nie różnią się niczym od poniedziałków, wtorków i innych dni tygodnia oraz nie są zupełnie zależne od tego w którym miejscu w województwie znajduje się moje ukochane dziecko. Wbrew pozorom wcale nie jest mi z tym źle. Dzięki Fasoli w brzuchu tak naprawdę teraz jestem w stanie dostrzec jak to przyjemnie poleżeć z książką w domu, zastanowić się nad swoim dotychczasowym życiem oraz docenić to co się posiada i opracować zacny plan na przyszłość - moją, Doktora i moich dzieci(fuck! brzmi to naprawdę poważnie). Nie wspomnę również, że budzę się z nienaruszoną pamięcią - tj.pamiętam każdy szczegół z dnia poprzedniego, ból głowy spowodowany jest tylko zmianami hormonalnymi związanymi z Fasolką, no i rzecz jasna czas dany sobie, a przede wszystkim Chucky'emu daje mi pełną satysfakcję i kupę radości... Mało tego - wcale nie jest tak, że wraz ze zmianą ""nawyków" życiowych kontakt z moimi przyjaciółmi został w jakichś sposób zaburzony, jak już wcześniej wspominałam-kocham wszelkie komunikatory internetowe! Jasne fizycznie widzimy się rzadziej, tylko dlatego, że większość z tych bliskich mieszka poza miejscem mojego zamieszkania, a ja mam mniej możliwości i siły do podróżowania, co mam nadzieję zmieni się już wkrótce i będę nadrabiać wszystkie stracone chwile z tymi, których tak mocno kocham. Te wszystkie dni spędzone spokojnie w domu dają mi mega dużo przemyśleń, nawet całkiem mądrych(pomijając dyrdymały o mojej niepewności, którymi katowałam Doktora - na szczęście mogę zgonić wszystko na ciążę i jazdy we łbie spowodowane burzą hormonów - niesamowitym szczęściem jest to, że mam tak fajnego i wyrozumiałego faceta, który jednym słowem ma wyjebane na moje pretensje z dupy wyjęte). Wracając do tematu: jednym z istotnych przemyśleń jest to, że(nic nowego nie odkryłam) przyjaźń jest najważniejszym aspektem w życiu człowieka. Wiele razy popełniłam te same błędy - angażując się w związek odstawiałam przyjaciół na bok na jakichś czas, w 100% poświęcałam się związkowi. W pewnym momencie budziłam się i z wyrzutami sumienia sama sobie wybaczyć tego nie umiałam - a Oni wybaczali za każdym razem. Zdaję sobie sprawę, że to było coś czego ja nie chciałabym nigdy dostać ze strony tych najbliższych i zdaję sobie sprawę, że gdybym nadal powielała te same błędy przyszedłby moment, że zostałabym zupełnie sama. Przecież romantyczna miłość wiecznie nie trwa i każdy z nas potrzebuje tych którzy znają nas od deski do deski, znają wszystkie Twoje wady i mimo to nadal Cię kochają. Ja osobiście żyć bez Nich nie mogę - możemy się nie widzieć kupę czasu, ale wiem, że jak się spotkamy znowu poczuję pełnię szczęścia spowodowaną tym, że i mnie przyjaźń dotknęła. Dobranoc.


poniedziałek, 1 czerwca 2015

Jedna rasa ludzka rasa!

Jak często w Waszym życiu zdarzają się sytuacje, w których zupełnie nie umiecie sobie poradzić, brakuje Wam języka w gębie i zamiast wybrnąć z tego wszystkiego coraz bardziej się pogrążacie? Otóż w moim życiu odkąd na własnej piersi wyhodowałam Chucky'ego owe sytuacje powtarzają się notorycznie. Czasami tak sobie myślę, że przyjemnie byłoby porzucić dziecko gdzieś w środku lasu i oddać na wychowanie wilkom (oczywista oczywistość, że sumienie i serce matki nie pozwoliłyby na taki wyczyn, poza tym zaraz obok prokuratury na głowie miałabym WWF za narażenie na wyginięcie i tak już zagrożonego gatunku). Do chęci porzucenia pierworodnego wilkom na pożarcie skłoniły mnie wydarzenia minionego weekendu, mianowicie wspaniałomyślna i jakże kochająca matka wraz z drugą matką-równie wspaniałomyślną jak i kochającą-Belką(siostrzana dusza od paru ładnych lat – matka Don Mateo – rówieśnika Chucky'ego) postanowiły zabrać dzieci na wyprawę do Stolycy coby dzieci liznęły trochę kultury, której matkom czasem brakuje. Tak... wycieczka była zajebista i nie piszę tego z ironią, naprawdę było super! Ale ta zajebistość trwać wiecznie nie mogła rzecz jasna – wszystko poszło w dupę podczas drogi powrotnej na Centralny. Otóż w autobusie obok mnie usiadł czarnoskóry (swoją drogą galanty) koleś, na którego widok Chucky z ogromnym bananem(to nie aluzja do czarnoskórych) na twarzy szepnął do swojego towarzysza, wskazując palcem na pasażera - „zobaC Mati muZynek”. Długo nie czekałyśmy na reakcję Don Mateo, który równie rozbawiony zaczął recytować wiersz – "Murzynek Bambo w Afryce mieszka...". No i się zaczęło – dyskusja chłopców dotyczyła tego, że cieszą się, że są biali. To wcale śmieszne nie było, starałyśmy się zachować powagę sytuacji – pomiędzy próbą zainteresowania chłopców innymi tematami, a dyskretnymi tłumaczeniami, że każdy człowiek jest równy, wpadłam na pomysł wypytywania łotrów o kolory w języku angielskim – jaki kolor musiał przyjść mi do głowy? Oczywiście, że z wielkim impetem z mojego niewyparzonego ryja dźwięcznie wypłynął wyraz – CZARNY! Ja, która chwilę wcześniej mówiłam dzieciom z pełną powagą, że wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, że nie ma znaczenia kolor skóry, zachowałam się jak skryta, ohydna rasistka, która w domu nosi koszulkę „Polska dla Polaków” bo na ulicy dostałaby wpierdol... Niestety takie faux pas wychodzą ze mnie w najmniej oczekiwanych momentach, wbrew moim poglądom i pewnym zasadom... Wstyd za dzieci, za mnie i żal za to, że w małych miastach na ulicach nie widać ludzi innych narodowości-tak aby dla dziecka widok obcokrajowca w realu nie był wydarzeniem niczym wycieczka do Disneylandu.  Odpokutuję, przysięgam! A jak wygram w totka zabiorę Chucky'ego na wywczas do małej wioski w Afryce i modlić się będę żeby tam wytykano nas palcami za inny kolor skóry  - niech poczuje jak to boli! Wbrew pozorom mam mądre dziecko - żeby nie było! ;) Yo!